Gdyby aktorstwo było na lepszym poziomie, a oglądający nie widzieli wcześniej "Gorączki", to "Wydarzyło się w Los Angeles" byłoby naprawdę dobrym filmem jak na produkcję telewizyjną. Tym bardziej, że nie były to złote lata telewizji, gdzie można było sprowadzić wielkie gwiazdy na mały ekran i zrobić rozwałkę w stylu "Matrixa".
Niestety większość (jak ja) ogląda ten film z ciekawości po obejrzeniu "Gorączki". I z reguły są to osoby uwielbiające tamten film, bo kto inny chciałby w takim tracić na to czas. Aktorstwo kuleje i to jest największy problem, film jest o wiele krótszy od remake'u, więc i fabuła jest uboższa. Sceny akcji oczywiście słabsze. Ale no właśnie, to była produkcja telewizyjna, więc nie można oczekiwać fajerwerków. Film cierpi najbardziej przez pryzmat "Gorączki", późniejszą rewolucję w telewizji i fakt, że początkowo miał być planowany jako pilot serialu. Problemy z NBC spowodowały jednak, że postanowiono przemontować to na oddzielny film. Można się domyślać, że musieli na szybko pozamykać pewne wątki, które pierwotnie miały rozwinąć kolejne odcinki.
Mimo wszystko widać, że Mann zna się na telewizji i potrafi robić szybko, tanie i z jajem.