Gdyby Neli zajechał pod hotel, zrobił zamieszanie (alarm), ale w ostatniej chwili się rozmyślił, pojechał na lotnisko i skutecznie uciekł.
To były porządny plot twist i nie byłoby standardowego, patetycznego amerykańskiego zakończenia gdzie prawo zawsze musi zwyciężać nieprawość.
A swoje ostatnie zdanie (Mówiłem Ci, że tam nie wrócę) wysłał by Vincentowi na pocztówce z randomowego kraju :p
"Gdyby Neli zajechał pod hotel, zrobił zamieszanie (alarm), ale w ostatniej chwili się rozmyślił, pojechał na lotnisko i skutecznie uciekł."
Stałby się wtedy postacią doklejoną z innego filmu, bo takie zachowanie nie pasuje do Neila, gościa z zasadami.
"A swoje ostatnie zdanie (Mówiłem Ci, że tam nie wrócę) wysłał by Vincentowi na pocztówce z randomowego kraju :p"
Tak, a Vincent z uśmieszkiem uroniłby łzę i spojrzał w niebo... ;)
Nie wiem czy patetyczne, ale kij w to, że prawo zwycięża. Chodzi o ten wiarygodny i wzajemny szacunek, który zmienia wydźwięk tego "typowego" zakończenia.